Obudził ją dzwonek do
drzwi. Podniosła się jeszcze zaspana i skierowała się w stronę
wejścia, po drodze narzucając na ramiona koc, ponieważ ubrana była
w bardzo prowizoryczną piżamę składającą się z majtek i
t-shirtu. W wejściu dostrzegła uśmiechnięte dwie twarze sąsiadów
– Aidy i Davida. Uśmiechnęła się do nich zaspana i wpuściła
ich do środka.
-David powiedział mi, że
wczoraj straciłaś śniadanie, więc postanowiliśmy cię wyręczyć.
I tak mamy jeszcze spore długi – pomachała do niej reklamówką
z zakupami i powędrowała do kuchni. Dopiero teraz przypomniała
sobie musli które rozsypało się po klatce schodowej.
-Musli już sprzątnąłem
– powiedział David mijając ją i wchodząc do salonu.
Nie omieszkał zlustrować
jej wzrokiem. Jej poranne zaspanie i nie przygotowanie do ich wizyty
sprawiło, że uśmiech pojawił się na jego twarzy. Dziewczyna
jeszcze nie zbyt dobrze wybudzona przez chwilę stała w salonie
próbując ogarnąć myśli.
David Villa musiał
przyznać, że Ibbie Dolce była ładną i naprawdę sympatyczną
dziewczyną. Stała przed nimi ubrana w jakiś duży męski
podkoszulek, odsłaniając swoje długie, szczupłe i opalone nogi.
Ale do cholery, miała zaledwie dwadzieścia lat! Nie chciał
nadużywać jej zaufania...Wyłapała jego wzrok i odwróciła
się.
-Zaraz wracam –
powiedziała w końcu zbierając swoje rzeczy z podłogi i kanapy i
zniknęła w łazience.
Wizyta gości nieco ją
zdziwiła. Szybko zadbała o świeży oddech i prowizorycznego koka.
Na twarz dodała nieco podkładu i pudru, a rzęsy potraktowała
czarnym tuszem. Ponownie przejrzała się w lustrze oceniając swój
wygląd.
-A więc może w końcu
powiesz nam co się wydarzyło wczoraj? – spytała Aida nakładając
sobie porcje płatków, gdy brunetka wyszła z łazienki już
gotowa i usiadła przy stole. David kopnął siostrę w łydkę co ta
skwitowała jedynie jękiem.
-Gregor to mój
znajomy jeszcze z liceum – powiedziała bawiąc się płatkami.
-Kochałaś go? - Sanchez
spytała bez zastanowienia, za co dostała burę od brata – No co
David! To że twoje życie uczuciowe mieści się w łyżeczce do
cukru, nie znaczy, że każdy jest tak upośledzony jak ty!
Dolce parsknęła śmiechem
na słowa koleżanki, na co mężczyzna jedynie wzniósł oczy
ku niebu.
-To trochę nie tak –
odezwała się w końcu Ibbie – to chłopak który ma
problemy sam ze sobą.
Nie chciała opowiadać
tej historii, ponieważ dla niej była dość bolesna.
-Nie wiem skąd się tu
nagle wziął. Ostatnio widziałam go rok temu. Przez chwilę.
Wcześniej kilka lat temu. Ale cała sprawa miała miejsce dawno...
David Villa miał zamiar
zabić Gerarda Pique w ciągu najbliższych minut. Zaraz potem, w
kolejce był Fabs i Xavi którzy na tylnych siedzeniach auta
wtórowali temu dwumetrowemu idiocie, który właśnie
śpiewał piosenki.
-Ibbieeeeee! Lettaaaaa!
Ibbie! - zawył w melodię z Tytanica. Brunet odruchowo wyłączył
radio, a w samochodzie zapadła cisza.
-Coś nie tak? - zapytał
Pique.
-Ależ oczywiście, że
nie – parsknął David gdy zaparkowali w końcu pod domem obrońcy
– Tylko może jeśli tak bardzo potrzebujesz, to przekaż jej sam
tą radosną nowinę.
Weszli do ogromnego domu w
którym przywitała ich w progu Shakira, dziewczyna piłkarza.
Raczej słabo ją znali, bo również była osobą publiczną i
głównie jeździła po świecie. Gerard widywał się z nią
od święta, nie mówiąc już o nich. Poza tym wydawała się
jednak miła i sympatyczna.
-Zrobiłam obiad –
zaświergotała i pociągnęła ich w stronę jadalni.
-Widzisz David? Kobieta to
skarb – obrońca przytulił się do kobiety od tyłu i pocałował
ją w szyję. Jego słowa wydawały się kpiną. Przecież dopiero co
uciekł ze związku i słowa które powiedział Pique
równocześnie mogły by znaleźć się na ostatnim miejscu
jego listy.
Kolumbijka postawiła
przed nimi pieczeń. Wyglądała na uradowaną mogąc uprzyjemnić
popołudnie swojemu chłopakowi. Trudno przecież było oczekiwać,
że światowej sławy piosenkarka będzie codziennie czekać na
obrońce z ciepłym obiadem w domu.
-Co u was? - spytała
zaraz po posiłku.
-David ma dziewczynę! -
zawołał Gerard, a David poczuł jak powietrze z niego uchodzi.
-Już? - palnęła
blondynka. Spojrzał na nią zdziwiony – O matko, chciałam
powiedzieć: Nareszcie?
-Nie komplikuj – zaśmiał
się w jej stronę, widząc że totalnie się pogubiła. Zwrócił
się do kumpli – Ne jesteśmy parą, to po pierwsze. Po drugie, to
tylko sąsiadka. Po trzecie, nie planuję się z nikim teraz wiązać.
-Nie musisz. Podobno serce
nie sługa – Xavi nałożył sobie dokładkę, ale David go
spiorunował wzrokiem.
-Zejdźcie ze mnie okej? -
jęknął zajmując się swoim groszkiem.
Chwilę później
poczuł, że jego telefon wibruje. Na wyświetlaczu pojawiło się
imię jego siostry.
-O której będziesz
w domu? - spytała gdy tylko odebrał słuchawkę.
-A co? - wstał od stołu.
-Mam obiad – zawołała
radośnie – A wieczorem pojedziesz po dziewczynki.
-Nie jestem głodny
-jęknął.
-Mówiłeś coś?
Nie dosłyszałam- spytała Aida, a on doskonale wiedział, że się
z nim droczyła. Nie było mowy o dyskusji.
-Będę niedługo –
dodał.
-Gdzie ty właściwie
jesteś?
-U Gerarda. Ale zaraz
wracam.
Tak jak powiedział, tak
też uczynił. Wdawać się w dyskusję z jakąkolwiek kobietą z
domu Villa, nie było po co. Cechował je stanowczy charakter,
któremu mężczyźni, mimo że głowy rodziny nie umieli się
oprzeć.
Szli ramię w ramie przez
ulice Barcelony. Pogoda nie była najlepsza, ale fakt, że spotkali
się parę minut temu, nie przeszkadzał im, by drogę do domu
pokonać już wspólnie. Głównie mówił on,
Ibbie pozostawała milcząca, ponieważ nie należała do osób
które lubią się wychylać. W szczególności jeśli
chodziło o kogoś takiego jak David. Ceniła to jak fajnym
człowiekiem był i naprawdę go polubiła istniała jednak jakaś
bariera, która nie pozwalała by łączyło ich coś więcej
niż to, że są sąsiadami.
-Nic nie mówisz –
powiedział przyglądając się jej. Ubrana była w krótką
spódniczkę i płaszczyk, co ukazywało jej długie zgrabne
nogi. Była cholernie ładna i nie mógł zaprzeczyć. A w
dodatku bardzo naturalna. Szła przed siebie w ręku ściskając
kubek z parującą kawą.
-Ciągle gadasz – upiła
łyk i spojrzała na niego do góry – Zakładam, że każdy z
was tak ma...
-Co to znaczy każdy?
-Mówię o
piłkarzach, o ludziach sławy, pieniędzy...
-przestań – przerwał
jej zdziwiony. A więc przeszkadzało jej to, że był rozpoznawalny
na ulicach. Że ludzie widząc go szeptali między sobą. Że jeździł
dużym sportowym autem – Przeszkadza ci to?
-To twoje życie –
wzruszyła ramionami. Zatrzymał się, a ona zrobiła to samo.
-To wcale nie jest tak, że
jeśli mam kasę to nie należę już do rasy ludzkiej. Nie jestem
jakimś nad gatunkiem...
-Owszem... -uśmiechnęła
się, a on objął ją ramieniem – Mam nadzieję jednak, że
pohamujesz przy mnie swoje piłkarskie zapędy...
-Na przykład takie? -
uśmiechnął się i pocałował ją w czubek nosa. Na co otworzyła
usta, a on roześmiał się głośno. Ten mały gest nieco zbił ją
z pantałyku. Bo niby jak ma odebrać to zachowanie. Udała, że to
nic nie znaczący gest.
-Nie rób tak więcej
– szturchnęła go w ramię i spuściła wzrok. Nie należała do
osób o bardzo otwartej naturze. Nie lubiła dzielić się
swoim życiem z innymi i była swojego rodzaju indywidualistką.
-Bo jeszcze się we mnie
zakochasz? – mrugnął do niej i wsadził ręce w kieszenie spodni.
Nie wiedział co go podkusiło. To był ułamek sekundy, chwila
emocji, a przecież nie wynikło z tego nic złego.
____________________________________________________
Nie podoba mi się ten Rozdział. Pisany był zresztą dosyć dawno. Troszkę dopisałam tu i ówdzie, ale jest za krótko i nie mogę już nic więcej dopisać. Mogę za to obiecać, że dodam nowość szybciej ;)
A tak nawiasem mówiąc:
Ekhem...Widziałyście to?
idę się pociąć.